Gdy śmiertelnie zachorowała ciotka, moja mama nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Tak bardzo bała się towarzyszenia w chorobie swojej siostrze, że nie wstawała z łóżka przez kilka dni. Ale gdy w końcu wzięła na siebie ten krzyż, to nie było silniejszej osoby w rodzinie. Mama do końca służyła chorej, a nas - gdy mieliśmy ochotę dezerterować z pola przegranej przecież bitwy - podtrzymywała na duchu. Znam kondycję mojej mamy i wiem, że determinacja i moc z jaką służyła to wynik Bożej łaski.
Jak dotąd była to najlepsza katecheza o krzyżu w moim życiu.
Oblubienica Pańska musi wziąć krzyż i podwyższyć go w sobie. Nie znaczy to, że ma tylko patrzeć na krzyż, całować, uwielbiać, podziwiać... to za mało... Wprawdzie i to czynić może, ale razem z tym krzyżem powinna wziąć Tego, który na nim tak bardzo cierpiał i odczuwać to wszystko, co Ten Ukrzyżowany odczuł. Każda służebnica Boża w tej okoliczności powinna przypominać sobie, że poszła za Panem Jezusem, który powiedział: Weź krzyż twój na każdy dzień. Nie myślcie, że tu mowa o nadzwyczajnych, wielkich krzyżach, które rzadko się spotykają - nie, ale o tych zwyczajnych, codziennych, a nade wszystko trzeba wziąć krzyż pokory. Józefa Chudzyńska fot. PosłanniczkaK, Matka Boża stojąca pod krzyżem, Kościół św. Jakuba w Toruniu