Moja droga do instytutu

Jak sięgnę pamięcią, zawsze chciałam prowadzić życie poświęcone Bogu, ale wydawało mi się, że jest to możliwe tylko w klasztorze. Innych form życia w całkowitym oddaniu się Panu nie znałam. Jednak wszystko, co się w moim życiu działo, wskazywało, że to nie zakon jest mi przeznaczony. Niby niczego mi do szczęścia nie brakowało: pracowałam, miałam własne mieszkanie, mogłam założyć rodzinę, ale z tą ostatnią myślą nie czułam się komfortowo. Ciągle słyszałam w sercu to delikatne zaproszenie: „Pójdź za Mną” i nie wiedziałam co z tym zrobić, gdzie mam szukać. Wreszcie zdecydowałam się napisać o swoim „kłopocie” do Poradni Powołaniowej w Krakowie. Otrzymałam odpowiedź, w której sugerowano mi trzy instytuty. Byłam zdziwiona: instytuty – co to takiego??? Poczytałam i szczególnie jeden zapadł mi w serce, ten o duchowości franciszkańskiej (św. Franciszek to mój ulubiony święty), z kultem Najświętszego Serca Pana Jezusa i Najświętszej Maryi Panny, oraz z charyzmatem nauczania i wychowania, bo jestem nauczycielką. Zastanawiałam się nad tym dwa lata i przez ten czas folderek powołaniowy, który otrzymałam wraz z listem, ciągle „wpadał” mi w ręce. Postanowiłam któregoś dnia napisać, bo mnie to ciągle męczyło. Otrzymałam zaproszenie do Domu Generalnego. Pojechałam i odtąd prosiłam Pana, żeby tu był port, w którym mam się zakotwiczyć. Wracałam do domu (a dzieli nas ponad 400 km) z niesamowitym pokojem i radością w sercu; miałam wrażenie, że chodzę pół metra nad ziemią! Coś wspaniałego! Rozpoczęłam formację. Odległość nie była problemem, bo przyjazdy stały się potrzebą mojego serca. Zawsze, kiedy jadę do Domu Generalnego, odnoszę wrażenie, że wracam do moich duchowych korzeni.
Chciałam się jeszcze czymś podzielić. Otóż pewnego wakacyjnego dnia zadzwoniła do mnie siostra mojego taty pytając gdzie byłam, bo przez kilka dni nie mogła się do mnie dodzwonić. Ja odpowiedziałam, że na rekolekcjach niedaleko Warszawy. A ona na to: „Dziecko, jesteś za delikatna na takie podróże, pewnie są męczące i bilety drogie, i niebezpiecznie. Daj sobie spokój. A wiesz, jak ostatnio sprzątałam w kościele, wszedł kardynał, aż się pode mną nogi ugięły a on do mnie mówi, że jest przejazdem i chciał się przez chwilę pomodlić w naszym kościele. Odjeżdżając dał mi obrazki i jeden odłożyłam dla ciebie”. Jakież było moje zaskoczenie, gdy ten obrazek, który od niej później otrzymałam, okazał się być wierną kopią obrazu, który znajduje się w naszej kaplicy a na odwrocie był akt poświęcenia się Sercu Pana Jezusa! Czy ciocia mnie zniechęciła? Wręcz przeciwnie. Przez nią Pan utwierdził mnie w powołaniu. Jeden z kapłanów nazywa takie sytuacje cukierkami od Pana Boga :-) Szkoda mi tylko, że dwa lata zmitrężyłam na namyślaniu się: napisać, czy nie napisać.
Mam świadomość swojej grzeszności, niedoskonałości, ale towarzyszy mi też świadomość wszechogarniającej miłości Pana Boga, jakbym była nią otulona i tego się trzymam. Włączenie do instytutu mobilizuje mnie do podejmowania – każdego dnia na nowo – wysiłków do wzrostu duchowego oraz służenia ludziom w Panu całym sercem i jak najlepiej. Instytut wspiera mnie na drodze mojego nauczycielskiego powołania i chociaż nie wszystkie pracujemy w szkołach, to łączy nas niesamowita więź – więź, którą podarował nam Pan – konsekracja. Z Panem Bogiem. Renia.