Drożdże i sól


Przez jeden dzień uczestniczyłam w warsztatach powołaniowych w Zakroczymiu. Było więc referentów od koloru do wyboru, bracia i siostry z habitowych i niehabitowych zgromadzeń. No i my. Przedstawicielki IŚ. Jak zwykle w takich sytuacjach, w kuluarach, w przerwach między kolejnymi ćwiczeniami otaczały nas zaciekawione i zdziwione twarze sióstr i braci. Co to takiego te instytuty? Zadawali nam różne pytania od "czy składamy jakieś śluby?" do "czy biskup o nas wie?" Dzielnie odpowiadałyśmy na wszystkie, ale przy jednym miałam problem, a było ono najłatwiejsze: "co wy właściwie takiego robicie?" Próbowałam jak mogłam, ale chyba pytającej nie zachwyciłam. Cóż, prowadzę normalne, zwyczajne życie nauczycielki, sąsiadki, koleżanki, przyjaciółki, córki, siostry, szwagierki, ciotki. Nic specjalnego i nic widocznego. No bo, gdzie w cieście są drożdże i sól?

Chodzi więc o to "aby być nawet niewielkim zaczynem pośród tych, z którymi żyjemy. Trzeba nim być, będąc młodym pośród swoich rówieśników, którzy myślą o sensie życia, ciekawszej pracy albo nierzadko w ogóle o możliwości podjęcia pracy, inni zaś myślą o wyglądzie zewnętrznym czy też o odpowiedniej diecie. Trzeba nim być w okresie dojrzałym, gdy przychodzi zmęczenie codzinnością, a zanjomi nierzadko poszukują nowych rozrywek czy wyzwań. Trzeba nim być, podejmując pracę zawodową, zaangażowanie społeczne czy polityczne, wobec tych, którzy idą na skróty. Trzeba nim być także w starości z jej wyzwaniami." Ewa Kusz, przewodnicząca CMIS

Nic specjalnego prawda?