Przyjaciel Oblubieńca

Nazajutrz po rozmowie z kapłanami, Jan, otoczony wielką rzeszą ludu, ujrzał Jezusa z daleka nadchodzącego. Jan nie znał Jezusa, żyjąc ciągle na puszczy, lecz miał objawione od Boga, że Synem Bożym jest Ten, nad kim zobaczy unoszącą się gołębicę. Widząc przeto ów tajemniczy znak nad Jezusem, rzekł do swych uczniów: „Oto Baranek Boży, oto który gładzi grzechy świata! Ten jest, o którym mówiłem, że po mnie przyjdzie, że był przede mną, i dla którego oznajmienia jestem posłany. Ten jest Synem Bożym, który chrzcić was będzie w Duchu Świętym”. Gdy to mówił, Jezus zbliżył się do niego, prosząc o chrzest. Zmieszany tym niespodziewanym żądaniem i pokorą Zbawcy, iż przychodzi doń na równi z grzesznikami, Jan wzbraniał się z początku, mówiąc: Ja powinienem od Ciebie być ochrzczony, a Ty przychodzisz do mnie?” — „Uczyń to, proszę, powtórzył Zbawiciel, w ten bowiem sposób trzeba nam wypełnić wszelką sprawiedliwość.” Wtedy ochrzcił Go Jan bez dalszego oporu. […]

Do tak wielkiej tajemnicy potrzeba było i wielkich uroczystości, a mianowicie świadectwa ziemi i nieba. Na ziemi dawał Mu świadectwo Jan, mówiąc, że Ten jest, który gładzi grzechy świata, Oblubieniec prawdziwy, duchownie połączony z synami ludzkimi. Gdy bowiem, dla nadzwyczajnego żywota S. Jana, sądzono, że on jest oczekiwanym Mesjaszem, odpowiedział: „Ten tylko jest prawdziwym oblubieńcom, kto ma oblubienicę,” rozumiejąc przez to Syna Bożego, który przed wieki postanowił zaślubić się z naturą ludzką; „Ten zaś który stoi i słyszy, i weselem się weseli dla głosu oblubieńcowego, jest tylko przyjacielem oblubieńca. To właśnie wesele mnie dziś spotkało, bo oto Oblubieniec zbliżył się do mnie i usłyszałem głos Jego, proszący o chrzest. Poczytuję się więc za szczęśliwego, że mogę służyć jako pośrednik między Bogiem a wybranymi duszami, i że zostałem powołany jakby na swata, a razem na kapłana do połączenia tego związku. Ale i tego dla mnie dosyć i aż nadto, że mogę nosić tytuł przyjaciela Oblubieńca. Bóg umiłował Go i wszystko oddał Mu w ręce. Kto w Niego wierzy, będzie miał żywot wieczny, a kto nie wierzy Synowi, nie ujrzy żywota, ale gniew Boży nad nim zawiśnie.”

Lecz w związku tym nie wystarczało świadectwo ziemi. Oblubieniec przychodził z nieba, potrzebne były zatem i dowody niebieskie. Obok więc przyjaciela, należało, aby i Ojciec Oblubieńca potwierdził ten związek, uznał go i jakby pobłogosławił. To też zaledwie Pan Jezus wyszedł z wody, niebo z całą swoją chwałą otwarło się nad głowami obecnych, którzy wszyscy zostali jakby porwani w zachwycenie, a Duch Ś. w postaci gołębicy zstąpił z wielką światłością. Wówczas dał się słyszeć głos Ojca Niebieskiego: „Ten jest Syn mój umiłowany, tego słuchajcie!”

Takiej uroczystości nigdy jeszcze świat nie widział. Przy narodzeniu pokazała się tylko gwiazda, i słychać było śpiew anielski, ale otwarcie niebios i własne swoje słowa zachował Pan Bóg na dzień ślubu Syna swego z duszami wybranymi. Później już tylko Przemienienie Pańskie i Wniebowstąpienie z podobną wspaniałością się odbyło. Bo też chwila była zbyt ważna, oczekiwana lat tysiące i wymagająca największego rozgłosu.

Stało się to w Betanii za Jordanem i, według podania kościelnego, przypadło na dzień 6 stycznia r. 783-go od założenia Rzymu, a 31-go ery chrześcijańskiej, bo mówi Ewangelia, że Jezus miał wtedy około lat trzydziestu. Tajemnica ta odbyła się więc w tym samym dniu. w którym królowie Wschodu za wskazówką gwiazdy przybyli oddać Mu pokłon. Kościół obchodzi obie te uroczystości razem, pod tytułem Epifanii czyli Objawienia Bóstwa Chrystusowego, już to przez ową gwiazdę, już przez otwarcie nieba przy chrzcie, a do tego przyłącza i trzeci objaw Bóstwa, uwydatniony w pierwszym cudzie na godach. […]

Jakże wielką miłość okazał nam tu Zbawiciel! Ziemscy oblubieńcy miłują swoje oblubienice dla ich urody lub moralnej piękności. Nas zaś niebieski Oblubieniec upodobał sobie wtedy, kiedyśmy byli oszpeceni grzechami, i wszystką tę szpetność wziął na siebie, aby ją w sobie zmazał i przez to uczynił nas ludem sobie przyjemnym. […]

Mówią nam Ojcowie Święci, że właściwe zaślubiny Chrystusa z Kościołem spełniły się przy Wcieleniu, kiedy Słowo Boże ciałem się stało w łonie Najśw. Dziewicy i, przybierając naturę człowieczeństwa, zostało tym samem jego Oblubieńcem i Głową. Ale po tych tajemniczych zrękowinach, zawartych w łonie Matki, nastąpić miało inne widome, a uroczyste połączenie z ludzkością, odrodzoną przez łaskę i poślubioną Synowi Bożemu, jakoby jedna moralna osoba.

I to właśnie odbyło się przy chrzcie Jezusowym. Wtedy bowiem, gdy Pan oczyścił już swoją przyszłą oblubienicę z grzechu i spłacił jej długi, nic Mu nie przeszkadzało do tego z nią połączenia. W owej więc uroczystej chwili wstąpił Zbawiciel w związek z Kościołem, stanowiąc, aby przez chrzest wszyscy mogli przychodzić do Niego, czyli przyłączać się do grona dusz wybranych, które, odpowiadając miłości, z jaką On przyszedł na świat dla zjednoczenia się z nami, zechcą ze swej strony dążyć do tego zjednoczenia. Od tego więc czasu, kto się ochrzci według obrządku ustanowionego przez Chrystusa, ten uczestniczy w chrzcie Jego własnym i staje się członkiem Oblubienicy Jego, Kościoła, owszem sam staje się czystą oblubienicą, obmytą i okupioną Jego zasługami i wchodzi z Nim w ślubny związek.

W pierwszym zamiarze miłosierdzia, do zaślubin tych została wezwana Synagoga żydowska, czyli społeczność ludu wybranego i ją też naprzód zaraz od tej pory zaczęli chrzcić pańscy uczniowie. Lecz gdy Żydzi odpowiedzieli na to wezwanie obojętnością, pogardą, niewdzięcznością, a nawet okrucieństwem, z jakiem targnęli się na Syna Bożego, a swojego Oblubieńca, pokazało się, że „zaproszeni nie byli godnymi”; zostali więc odrzuceni i wykluczeni z godów, a miejsce ich zajęły ludy pogańskie, do których też uczniowie Chrystusa z Jego rozkazu się zwrócili.

I my przeto staliśmy się uczestnikami tej łaski, ale jakże dotrzymujemy obietnic na chrzcie uczynionych? Czyśmy nie splamili znowu sukienki niewinności, jaką z dobroci Jego wtedy otrzymaliśmy? Czyśmy nie wpadli w nowe długi i nie sprzeniewierzyli się Oblubieńcowi dusz naszych? Pamiętajmy, że przez chrzest dostąpiliśmy najwyższego miłosierdzia Bożego, które On przed wieki nam zgotował, lecz grzesząc po chrzcie, krzyżujemy Go na nowo i większą zniewagę Mu czynimy, niż poganie, bo tamci nie oblubieńcami, ale zaledwie sługami Jego mogą się nazywać.

(Całe powyższe rozważnie pochodzi z książki: Honorat Koźmiński, kapucyn, Powieść nad Powieściami, Włocławek 1909)