Święty mąż ukochał to miejsce bardziej, aniżeli inne miejsca na świecie. Tutaj bowiem pokornie rozpoczął swoje dzieło, tutaj postępował w cnocie, tutaj szczęśliwie zakończył swoje życie. To miejsce, jako najdroższe dla Dziewicy, powierzył w chwili śmierci braciom.
Pewien oddany Bogu brat jeszcze przed swoim nawróceniem miał o tym miejscu wizję godną opowiedzenia. Widział niezliczoną rzeszę ludzi ociemniałych, którzy znajdowali się wokół tej kapliczki, klęcząc z twarzami zwróconymi ku niebu. Wszyscy oni z rękoma wzniesionymi w górę, ze łzami błagali Boga o miłosierdzie i światło. A oto ogromny blask zstąpił z nieba i rozlewając się na wszystkich, każdemu z nich udzielił swego światła i obdarzył upragnionym zdrowiem.
Opat opactwa świętego Benedykta z Góry Subasio podarował błogosławionemu Franciszkowi i jego braciom kościół Matki Bożej z Porcjunkuli, jako najuboższy; lecz chciał, jeśli Pan pomnoży liczbę braci, aby ten kościół był pierwszym ze wszystkich w całym zakonie, a błogosławiony Franciszek się na to zgodził. I ucieszył się z tego miejsca podarowanego braciom: dlatego, że miał taki tytuł i z tego, że był to najuboższy kościół w okolicy Asyżu, oraz z jego nazwy: nazywał się bowiem „Porcjunkulą”, od osiedla, które przedtem tak nazywano; przez to zapowiadał, że stanie się matką i głową ubogich braci mniejszych. Mówił bowiem błogosławiony Franciszek: „Pan dlatego chciał, aby braciom nie podarowano żadnego innego kościoła i by wtedy pierwsi bracia nie zbudowali ani nie posiadali jakiegoś nowego kościoła, jak tylko ten, ponieważ był on pewnego rodzaju proroctwem, które wypełniło się w momencie przybycia braci mniejszych”. I chociaż był ubożuchny i przez długi czas już prawie że zburzony, mieszkańcy miasta Asyżu i tego osiedla mieli zawsze dla niego wielki szacunek. I chociaż opat i mnisi chętnie podarowaliby błogosławionemu Franciszkowi i jego braciom ten kościół bez żadnej zapłaty, to jednak błogosławiony Franciszek, jako doświadczony nauczyciel, który chciał zbudować dom swój na mocnej skale (por. Mt 7,24), mianowicie swoją wspólnotę na wielkim ubóstwie i pokorze, posyłał co roku opatowi koszyk pełny rybek, które nazywają się płociami; aby bracia w żadnym czasie nie posiadali własnego miejsca ani nie pozostawali w jakimś miejscu, które nie byłoby własnością innych, tak, aby bracia w żaden sposób nie mieli możliwości sprzedania go lub odstąpienia komuś. A gdy bracia co roku zanosili mnichom rybki, tamci ze względu na pokorę błogosławionego Franciszka, który czynił to z własnej woli, dawali Świętemu i jego braciom naczynie pełne oliwy.
Pewnego dnia chodził sam wokół kościółka Matki Bożej Anielskiej z Porcjunkuli, płacząc i lamentując głośno. Jakiś pobożny człowiek słysząc to myślał, że Franciszek cierpi z powodu choroby lub zmartwienia i ze współczuciem zapytał go dlaczego płacze. a ten odpowiedział:
Skoro więc ludzie widzieli, że bracia radowali się w swoich udręczeniach, że poświęcali się gorliwie i pobożnie modlitwie i nie przyjmowali pieniędzy ani ich nie nosili, że panowała wśród nich najżarliwsza miłość, dzięki której dali się poznać jako prawdziwi uczniowie Pana, wielu ludzi wzruszało się i przychodziło do nich prosić o przebaczenie wszystkich wyrządzonych krzywd. Bracia wybaczali z całego serca, mówiąc:
Szczęśliwy ojciec zatrzymał się wraz z synami w miejscowości blisko Asyżu, zwanej Rivo Torto, gdzie znajdowała się jakaś szopa opuszczona przez wszystkich. była tak ciasna, że z trudem mogli w niej usiąść lub położyć się. bardzo często brakowało im tam chleba. Jedli tylko rzepę, którą otrzymywali z konieczności prosząc o jałmużnę.
Mąż Boży wypisał imiona braci na belkach szopy, by ci, którzy chcieliby spać albo modlić się, mogli znaleźć swoje miejsce, bez narażania innych mieszkających w tej ciasnej szopie na hałas i zakłócenia skupienia ducha.
Pewnego dnia, gdy bracia w niej przebywali, zjawił się jakiś wieśniak ze swym osłem, zamierzając zatrzymać się w niej. Obawiał się, że bracia go wyrzucą. w progu krzyczał na osła:
Opuścili więc szopę, by mogła służyć ubogim trędowatym. Stamtąd udali się do Matki Bożej z Porcjunkuli w pobliżu której zamieszkiwali ongiś mały domek zanim otrzymali i kościół.
W następstwie tego błogosławiony Franciszek, prowadzony mocą i natchnieniem Bożym, skierował pokorną prośbę do opata klasztoru św. Benedykta na górze Subasio, w pobliżu Asyżu i tak nabył ten kościół. Polecił go specjalnie i serdecznie ministrowi generalnemu i wszystkim braciom, jako miejsce umiłowania przez chwalebną Dziewicę, bardziej niż wszystkie inne miejsca i kościoły na świecie.
Tym, co spowodowało to polecenie i umiłowanie tego miejsca, było widzenie jednego z braci, które miał, gdy był jeszcze na świecie. błogosławiony Franciszek darzył owego brata specjalnym uczuciem i jak długo przebywał z nim okazywał mu oznaki szczególnej przyjaźni. Człowiek ów miał zamiar poświecić się służbie Bożej - rzeczywiście został później wiernym zakonnikiem - kiedy miał owo widzenie, wydawało mu się, że wszyscy stracili wzrok. Widział ich klęczących wokół [kościółka] Matki Bożej z Porcjunkuli, ze złożonymi rękoma i z twarzami zwróconymi ku niebu. Głośno płacząc błagali Pana, by raczył im wszystkim w swym miłosierdziu przywrócić światłość. Otóż podczas ich modlitwy, wydawało mu się, że widzi wielką światłość zstępującą z nieba na nich i oświetlającą wszystkich swych zbawczym blaskiem.
Od tego snu powziął mocniejsze postanowienia służenia Bogu. Wkrótce, opuszczając przewrotny i płochy świat na zawsze, wstąpił do zakonu, gdzie pokornie wytrwał w służbie Bożej.
***
Błogosławiony Franciszek po otrzymaniu od wspomnianego opata kościoła Matki Bożej, o którym była mowa, zarządził, że będzie się tu zbierać kapituła dwa razy do roku na Zielone Świątki i w uroczystość św. Michała.
Na święto Zesłania Ducha Świętego wszyscy bracia gromadzili się u Matki Bożej. Radzili nad tym, w jaki sposób mogą lepiej zachować Regułę, a także wyznaczali braci, by udali się w inne okolice z kazaniami do ludu. Innych braci umieszczali w ich prowincjach.
***
Poprosił zatem brata Eliasza, aby kazał przenieść go do Asyżu. Dobry syn uczynił to, czego żądał dobrotliwy ojciec i przygotowawszy wszystko, przeprowadził go do żądanego miejsca. Miasto ucieszyło się z przybycia świętego ojca, a usta całego ludu chwaliły Boga, cała bowiem rzesza ludu spodziewała się, że święty Boży wnet umrze, a to właśnie było przedmiotem wielkiego radosnego podniecenia.
Za zrządzeniem Bożym stało się, że jego święta dusza uwolniona z ciała miała przejść do Królestwa niebieskiego stąd, gdzie za życia po raz pierwszy otrzymała poznanie spraw Boskich, i wlanie zbawiennego namaszczenia. Chociaż bowiem wiedział, że po wszystkiej ziemi założone zostało Królestwo niebieskie, i wierzył, że w każdym miejscu Bóg udziela łaski swoim wybranym, to jednak doświadczył, że miejsce kościoła świętej Maryi w Porcjunkuli napełnione jest łaską bardziej obfitą i nawiedzane przez duchy z wysoka.
Przeto często mówił: „Baczcie, synowie, byście kiedyś nie opuścili tego miejsca. Jeśliby was wyrzucono na zewnątrz z jednej strony. wchodźcie z powrotem z drugiej, bo miejsce to jest naprawdę święte i mieszkanie Boga. Tutaj, gdy byliśmy nieliczni. Najwyższy pomnożył nas w liczbę; tutaj zapalił naszą wolę ogniem swej miłości; tutaj każdy, kto będzie się modlił pobożnym sercem, otrzyma to, o co by prosił, a ten, kto zgrzeszy, srożej będzie karany. Dlatego, wszyscy synowie, uważajcie to miejsce mieszkania Boga za godne czci i tutaj z całego serca uwielbiajcie Pana i dziękujcie Mu.”
Tymczasem z postępem choroby zupełnie osłabł na ciele. Pozbawiony wszystkich sił w żaden sposób nie mógł się poruszać. A gdy pewien brat zapytał go, co wolałby znosić, czy tę przewlekłą chorobę, czy raczej ponieść jakiekolwiek ciężkie męczeństwo od kata, odpowiedział: „Zawsze to było i jest mi droższe, to słodsze i łatwiejsze do przyjęcia, co Panu naszemu bardziej się podoba we mnie i ze mną zrobić, żeby zawsze się zgadzać z Jego jedynie wolą i we wszystkim być Mu posłusznym. Ale znieść tę chorobę, choćby przez trzy dni, wydaje mi się uciążliwsze niż jakiekolwiek męczeństwo. Nie mówię tego ze względu na zapłatę, ale jedynie ze względu na ciężar męki.”
Oto wielki męczennik, który z uśmiechem znosił to, na co wszystkim było bardzo przykro i ciężko patrzeć! Na całym ciele ogromnie cierpiał, a utraciwszy stopniowo naturalną ciepłotę, codziennie zbliżał się do kresu. Lekarze byli zdumieni, bracia dziwili się, w jaki sposób duch mógł jeszcze żyć w ciele tak obumarłym, skoro po wyniszczeniu ciała jedynie skóra przylegała do kości.
Otóż, kiedy widział, że nadchodzi ostatni dzień, który też został mu oznaczony przez objawienie Boskie na dwa lata przedtem, zwoławszy do siebie braci, których chciał, każdemu pobłogosławił, według natchnienia z wysoka - podobnie jak niegdyś patriarcha Jakub swoim synom, albo jak drugi Mojżesz, co mając wstąpić na górę, którą Bóg dla. niego przygotował, napełnił synów Izraela błogosławieństwami.
***
Gdy święty Franciszek mieszkał w Porcjunkuli wraz z bratem Maciejem, człowiekiem wielce świątobliwym, który wiele zdziałał łaską słowa Bożego i wielką roztropnością, stąd też bardzo był miłowany przez Świętego, i gdy pewnego dnia wracał święty Franciszek z lasu, gdzie przebywał na modlitwie, i już wychodził z lasu, brat Maciej spotkawszy go, chciał wypróbować, ile ma pokory i rzekł do świętego Franciszka: „Dlaczego za tobą? Dlaczego za tobą? Dlaczego za tobą?” Odpowiedział święty Franciszek: „Cóż mówisz, bracie Macieju?” „Gdyż jak widać, cały świat poszedł za tobą, wszyscy chcą cię widzieć, ciebie słyszeć i tobie być posłusznymi. A ty ani nie jesteś piękny, ani nie masz wielkiej wiedzy czy mądrości, ani nie jesteś szlachetnie urodzony! Dlaczego więc cały świat idzie za tobą?” Błogosławiony Franciszek zaś, słuchając tego, cały rozradowany w duchu, wznosząc oblicze ku niebu, przez długi czas stał z myślą zwróconą ku Bogu, a ocknąwszy się, uklęknąwszy i złożywszy dziękczynienie Bogu, w wielkiej żarliwości ducha zwrócił się do brata Macieja i rzekł: „Chcesz wiedzieć, dlaczego za mną? Chcesz wiedzieć i dokładnie poznać, dlaczego za mną idzie cały świat? Zostało mi to wyświadczone poprzez najświętsze oczy Boga, które na każdym miejscu wypatrują dobrych i złych. Albowiem te błogosławione i najświętsze oczy nie widziały pomiędzy złymi większego grzesznika, podlejszego i głupszego ode mnie; przeto, aby spełnić to cudowne dzieło, które Bóg zamierzył uczynić, nie widział na ziemi podlejszego stworzenia, tak więc mnie wybrał, gdyż Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć, i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg (1Kor 1,27-28), by zawstydzić szlachetnych i możnych, i mocnych, by wzniosłość cnót była z Boga, a nie ze stworzenia, tak, żeby się żadne stworzenie nic chełpiło wobec Boga, lecz aby w Panu się chlubił ten, kto się chlubi (1Kor 1,29), aby Bogu samemu była cześć i chwała (1Tm 1,17) na wieki wieków”.
Wtedy brat Maciej osłupiał słysząc tak pokorną odpowiedź, wypowiedzianą z takim żarem ducha i poznał prawdziwie, że święty ojciec utwierdzony był w prawdziwej pokorze, jak prawdziwy pokorny uczeń Jezusa Chrystusa. Amen.
***
Jest to miejsce, w którym święty Franciszek pod wpływem Bożego objawienia założył Zakon Braci Mniejszych. Z polecenia Bożej Opatrzności, którą sługa Chrystusowy kierował się we wszystkim, odnowił materialnie trzy kościoły, zanim założył zakon i zaczął głosić Ewangelię. W ten sposób postępował nie tylko od świata materialnego do świata duchowego, od rzeczy mniejszych do większych, ale także, zaznaczył symbolicznym czynem, jakie będzie jego przyszłe dzieło. Tak jak pod kierunkiem świętego męża zostały odnowione trzy budowle, tak też na trzy sposoby odnowiony miał być Kościół — poprzez jego formę życia, przez regułę i naukę Chrystusa. Miał też odnieść triumf potrójny zastęp zbawionych. A my teraz stwierdzamy, iż wszystko się sprawdziło.