Odpust Porcjunkuli

Kilka myśli o Porcunkuli z życia św. Franciszka na jutrzejszy Odpust :-)

Po ukończeniu odnowy tego kościoła, przyszedł do miejsca zwanego Porcjunkula. Stała tam bardzo stara kaplica Najświętszej Dziewicy, Bożej Rodzicielki. Była opuszczona i nikt się o nią nie troszczył. Gdy mąż Boży zobaczył ją tak zaniedbaną, zatrzymał się tam, aby i ją odnowić, ze względu na żarliwe nabożeństwo, które miał do Pani świata. Doświadczał tam częstych wizyt aniołów, zgodnie z tytułem kościółka, który od najdawniejszych czasów nosił nazwę Matki Boskiej Anielskiej. Zamieszkał tam więc z powodu czci, jaką żywił wobec aniołów i szczególnej miłości do Matki Chrystusa.
Święty mąż ukochał to miejsce bardziej, aniżeli inne miejsca na świecie. Tutaj bowiem pokornie rozpoczął swoje dzieło, tutaj postępował w cnocie, tutaj szczęśliwie zakończył swoje życie. To miejsce, jako najdroższe dla Dziewicy, powierzył w chwili śmierci braciom.
Pewien oddany Bogu brat jeszcze przed swoim nawróceniem miał o tym miejscu wizję godną opowiedzenia. Widział niezliczoną rzeszę ludzi ociemniałych, którzy znajdowali się wokół tej kapliczki, klęcząc z twarzami zwróconymi ku niebu. Wszyscy oni z rękoma wzniesionymi w górę, ze łzami błagali Boga o miłosierdzie i światło. A oto ogromny blask zstąpił z nieba i rozlewając się na wszystkich, każdemu z nich udzielił swego światła i obdarzył upragnionym zdrowiem.

***

Opat opactwa świętego Benedykta z Góry Subasio podarował błogosławionemu Franciszkowi i jego braciom kościół Matki Bożej z Porcjunkuli, jako najuboższy; lecz chciał, jeśli Pan pomnoży liczbę braci, aby ten kościół był pierwszym ze wszystkich w całym zakonie, a błogosławiony Franciszek się na to zgodził. I ucieszył się z tego miejsca podarowanego braciom: dlatego, że miał taki tytuł i z tego, że był to najuboższy kościół w okolicy Asyżu, oraz z jego nazwy: nazywał się bowiem „Porcjunkulą”, od osiedla, które przedtem tak nazywano; przez to zapowiadał, że stanie się matką i głową ubogich braci mniejszych. Mówił bowiem błogosławiony Franciszek: „Pan dlatego chciał, aby braciom nie podarowano żadnego innego kościoła i by wtedy pierwsi bracia nie zbudowali ani nie posiadali jakiegoś nowego kościoła, jak tylko ten, ponieważ był on pewnego rodzaju proroctwem, które wypełniło się w momencie przybycia braci mniejszych”. I chociaż był ubożuchny i przez długi czas już prawie że zburzony, mieszkańcy miasta Asyżu i tego osiedla mieli zawsze dla niego wielki szacunek. I chociaż opat i mnisi chętnie podarowaliby błogosławionemu Franciszkowi i jego braciom ten kościół bez żadnej zapłaty, to jednak błogosławiony Franciszek, jako doświadczony nauczyciel, który chciał zbudować dom swój na mocnej skale (por. Mt 7,24), mianowicie swoją wspólnotę na wielkim ubóstwie i pokorze, posyłał co roku opatowi koszyk pełny rybek, które nazywają się płociami; aby bracia w żadnym czasie nie posiadali własnego miejsca ani nie pozostawali w jakimś miejscu, które nie byłoby własnością innych, tak, aby bracia w żaden sposób nie mieli możliwości sprzedania go lub odstąpienia komuś. A gdy bracia co roku zanosili mnichom rybki, tamci ze względu na pokorę błogosławionego Franciszka, który czynił to z własnej woli, dawali Świętemu i jego braciom naczynie pełne oliwy.

My zaś, którzy byliśmy (por. 2P 1,18) z błogosławionym Franciszkiem, dajemy świadectwo (por. J 21,24; 3J 12) temu, co on sam powiedział o tym kościele, potwierdzając słowami, iż z powodu wielkiego przywileju, jakiego mu Pan tam udzielił, zostało mu objawione, że spośród wszystkich innych kościołów tego świata, które Błogosławiona Dziewica miłuje, ten kościół miłuje najbardziej. A przed swoją śmiercią zostawił braciom ten kościół w testamencie, by bracia zawsze otaczali go szczególną czcią i szacunkiem. I chciał, aby był pod władzą generała, aby on umieścił tam świętą wspólnotę, braci kapłanów oraz niekapłanów, którzy by im usługiwali; i chciał, by szczególnie to miejsce było zachowane czyste i święte, wśród hymnów i chwalenia Pana. I powiedział: „Bo gdyby nawet bracia i te klasztory, w których przebywają odeszli kiedyś od czystości, świętości i skromności, jaka im przystoi, to chcę, żeby ten klasztor był zwierciadłem i dobrym przykładem dla całego zakonu i jakby świecznikiem przed tronem Bożym (por. Ap 4,5) i przed błogosławioną Dziewicą, przez co niech Pan ulituje się nad błędami i winami braci i niech zawsze zachowa i strzeże zakonu i swojej roślinki”.

Przeto bracia, którzy dawniej tam przebywali, zachowywali wolę Ojca: umartwiali bowiem swoje ciało nie tylko postami, ale przez liczne czuwania, w zimnie, w nagości i w pracy (por. 2Kor 11,27) rąk swoich. Wielokrotnie bowiem, aby nie być bezczynnymi, szli i pomagali ubogim ludziom na ich polach, a oni potem dawali im niekiedy chleb dla miłości Bożej. I tak zachowywali świętość tego miejsca w nieustannej modlitwie, we dnie i w nocy, i w ciągłym milczeniu; a jeśli czasami rozmawiali po zakończeniu milczenia, to z największą pobożnością i skromnością mówili o rzeczach dotyczących chwały Bożej i zbawienia dusz (por. 1P 1,9). A jeśli zdarzało się (choć były to rzadkie wypadki), że ktoś zaczynał mówić jakieś słowa bezużyteczne (por. Mt 12,36) lub szkodliwe, zaraz był przez drugiego napominany. I przez takie i inne cnoty uświęcali samych siebie i to miejsce.

***




Pewnego dnia chodził sam wokół kościółka Matki Bożej Anielskiej z Porcjunkuli, płacząc i lamentując głośno. Jakiś pobożny człowiek słysząc to myślał, że Franciszek cierpi z powodu choroby lub zmartwienia i ze współczuciem zapytał go dlaczego płacze. a ten odpowiedział:

- Płaczę nad Męką Pana mojego. Ze względu na Niego nie powinienem się wstydzić iść na cały świat, głośno płacząc.

***

Franciszek, pełen Ducha Świętego, zwołał kiedyś sześciu braci wyżej wymienionych do lasu, który był wokół Porcjunkuli i często służył braciom do modlitwy i przepowiedział to co wkrótce się wydarzyło. Święty Franciszek mówił:

- Bracia najmilsi, rozpoznajcie nasze powołanie. Bóg powołał nas nie tylko dla naszego zbawienia, ale dla zabawienia wielu, abyśmy szli przez świat zachęcając wszystkich bardziej przykładem niż słowami do czynienia pokuty za swe grzechy i do pamiętania o przykazaniach Bożych. I kontynuował:

- Nie bądźcie strwożeni tym, że jest was niewielu i jesteście niewykształceni, ale po prostu i bez obaw głoście pokutę ufając Panu, który zwyciężył świat. To Jego Duch mówi przez was, by wezwać wszystkich grzeszników do nawrócenia się i do zachowania jego przykazań. Spotkacie pewnych ludzi, wiernych, cichych, życzliwych, którzy z radością przyjmą was i wasze słowa; a także wielu innych, niewiernych, pysznych, bluźnierców, którzy bluźniąc będą sprzeciwiać się wam i temu, co będziecie mówić. Zapiszcie więc dobrze w sercach swych postanowienie znoszenia wszystkiego w cierpliwości i pokorze.

Na te słowa braci ogarnął strach. Święty dodał jednak:

- Nie bójcie się, wkrótce ujrzycie przychodzących do was wielu uczonych i szlachetnych. Oni pójdą z wami głosić kazania królom, książętom i wielu narodom. Wielu nawróci się do Pana, który pomnoży i powiększy swą rodzinę na całym świecie.

***

Skoro więc ludzie widzieli, że bracia radowali się w swoich udręczeniach, że poświęcali się gorliwie i pobożnie modlitwie i nie przyjmowali pieniędzy ani ich nie nosili, że panowała wśród nich najżarliwsza miłość, dzięki której dali się poznać jako prawdziwi uczniowie Pana, wielu ludzi wzruszało się i przychodziło do nich prosić o przebaczenie wszystkich wyrządzonych krzywd. Bracia wybaczali z całego serca, mówiąc:

- Niech Pan wam wybaczy - i dawali im upomnienia pożyteczne do zbawienia.

Niektórzy zaś prosili braci o przyjęcie ich do swego grona. a ponieważ każdy z owych sześciu braci otrzymał od Franciszka prawo przyjmowania do zakonu, bo mała była liczba braci, to niektórych z nich przyjęli do swej wspólnoty i wszyscy w oznaczonym terminie wrócili wraz z nimi do Matki Bożej z Porcjunkuli. Gdy zobaczyli się znowu, doznali tak wielkiej radości i wesela, że wydawało się, że nie pamiętają tego, co wycierpieli ze strony niegodziwych.

Wykorzystywali pilnie każdy dzień na modlitwę i pracę ręczną, aby zupełnie uniknąć lenistwa, nieprzyjaciela duszy. Chętnie wstawali o północy i modlili się bardzo pobożnie, obficie wylewając łzy i głęboko wzdychając. Jeden drugiego darzył głębokim uczuciem miłości; służyli sobie nawzajem i troszczyli się jeden o drugiego, jak matka o swego jedynego, ukochanego syna. tak wielka była ich miłość, że wydawało się, iż łatwo wydadzą ciała swoje na śmierć nie tylko z miłości do Chrystusa, lecz również dla zbawienia duszy i ciała swoich współbraci.

***

Szczęśliwy ojciec zatrzymał się wraz z synami w miejscowości blisko Asyżu, zwanej Rivo Torto, gdzie znajdowała się jakaś szopa opuszczona przez wszystkich. była tak ciasna, że z trudem mogli w niej usiąść lub położyć się. bardzo często brakowało im tam chleba. Jedli tylko rzepę, którą otrzymywali z konieczności prosząc o jałmużnę.

Mąż Boży wypisał imiona braci na belkach szopy, by ci, którzy chcieliby spać albo modlić się, mogli znaleźć swoje miejsce, bez narażania innych mieszkających w tej ciasnej szopie na hałas i zakłócenia skupienia ducha.

Pewnego dnia, gdy bracia w niej przebywali, zjawił się jakiś wieśniak ze swym osłem, zamierzając zatrzymać się w niej. Obawiał się, że bracia go wyrzucą. w progu krzyczał na osła:

- Wchodź! Wchodźże! To będzie szczęście dla tej szopy!

Święty ojciec słysząc słowa i poznając zamiar wieśniaka, zasmucił się, zwłaszcza dlatego, że ten człowiek ze swym osłem narobił tyle hałasu i przeszkodził wszystkim braciom oddanym modlitwie i skupieniu. Mąż Boży powiedział więc do braci:

- Wiem, bracia, że Bóg nie powołał nas, byśmy dawali schronienie osłowi i zajmowali się zgiełkiem świata, lecz abyśmy raczej od czasu do czasu głosili drogę zbawienia i udzielali zbawiennych rad szczególnie zaś byśmy poświęcili się modlitwie i dziękczynieniu.

Opuścili więc szopę, by mogła służyć ubogim trędowatym. Stamtąd udali się do Matki Bożej z Porcjunkuli w pobliżu której zamieszkiwali ongiś mały domek zanim otrzymali i kościół.

W następstwie tego błogosławiony Franciszek, prowadzony mocą i natchnieniem Bożym, skierował pokorną prośbę do opata klasztoru św. Benedykta na górze Subasio, w pobliżu Asyżu i tak nabył ten kościół. Polecił go specjalnie i serdecznie ministrowi generalnemu i wszystkim braciom, jako miejsce umiłowania przez chwalebną Dziewicę, bardziej niż wszystkie inne miejsca i kościoły na świecie.

Tym, co spowodowało to polecenie i umiłowanie tego miejsca, było widzenie jednego z braci, które miał, gdy był jeszcze na świecie. błogosławiony Franciszek darzył owego brata specjalnym uczuciem i jak długo przebywał z nim okazywał mu oznaki szczególnej przyjaźni. Człowiek ów miał zamiar poświecić się służbie Bożej - rzeczywiście został później wiernym zakonnikiem - kiedy miał owo widzenie, wydawało mu się, że wszyscy stracili wzrok. Widział ich klęczących wokół [kościółka] Matki Bożej z Porcjunkuli, ze złożonymi rękoma i z twarzami zwróconymi ku niebu. Głośno płacząc błagali Pana, by raczył im wszystkim w swym miłosierdziu przywrócić światłość. Otóż podczas ich modlitwy, wydawało mu się, że widzi wielką światłość zstępującą z nieba na nich i oświetlającą wszystkich swych zbawczym blaskiem.

Od tego snu powziął mocniejsze postanowienia służenia Bogu. Wkrótce, opuszczając przewrotny i płochy świat na zawsze, wstąpił do zakonu, gdzie pokornie wytrwał w służbie Bożej.

***

Błogosławiony Franciszek po otrzymaniu od wspomnianego opata kościoła Matki Bożej, o którym była mowa, zarządził, że będzie się tu zbierać kapituła dwa razy do roku na Zielone Świątki i w uroczystość św. Michała.

Na święto Zesłania Ducha Świętego wszyscy bracia gromadzili się u Matki Bożej. Radzili nad tym, w jaki sposób mogą lepiej zachować Regułę, a także wyznaczali braci, by udali się w inne okolice z kazaniami do ludu. Innych braci umieszczali w ich prowincjach.

Święty Franciszek natomiast kierował do nich napomnienia, nagany i polecenia, które, jak mu się wydawało, były zgodne z zamiarami Pana. Wszystko zaś, co polecał im słowami, z całego serca i z wielką troskliwością ukazywał w czynach.

***

Poprosił zatem brata Eliasza, aby kazał przenieść go do Asyżu. Dobry syn uczynił to, czego żądał dobrotliwy ojciec i przygotowawszy wszystko, przeprowadził go do żądanego miejsca. Miasto ucieszyło się z przybycia świętego ojca, a usta całego ludu chwaliły Boga, cała bowiem rzesza ludu spodziewała się, że święty Boży wnet umrze, a to właśnie było przedmiotem wielkiego radosnego podniecenia.

Za zrządzeniem Bożym stało się, że jego święta dusza uwolniona z ciała miała przejść do Królestwa niebieskiego stąd, gdzie za życia po raz pierwszy otrzymała poznanie spraw Boskich, i wlanie zbawiennego namaszczenia. Chociaż bowiem wiedział, że po wszystkiej ziemi założone zostało Królestwo niebieskie, i wierzył, że w każdym miejscu Bóg udziela łaski swoim wybranym, to jednak doświadczył, że miejsce kościoła świętej Maryi w Porcjunkuli napełnione jest łaską bardziej obfitą i nawiedzane przez duchy z wysoka.

Przeto często mówił: „Baczcie, synowie, byście kiedyś nie opuścili tego miejsca. Jeśliby was wyrzucono na zewnątrz z jednej strony. wchodźcie z powrotem z drugiej, bo miejsce to jest naprawdę święte i mieszkanie Boga. Tutaj, gdy byliśmy nieliczni. Najwyższy pomnożył nas w liczbę; tutaj zapalił naszą wolę ogniem swej miłości; tutaj każdy, kto będzie się modlił pobożnym sercem, otrzyma to, o co by prosił, a ten, kto zgrzeszy, srożej będzie karany. Dlatego, wszyscy synowie, uważajcie to miejsce mieszkania Boga za godne czci i tutaj z całego serca uwielbiajcie Pana i dziękujcie Mu.”

Tymczasem z postępem choroby zupełnie osłabł na ciele. Pozbawiony wszystkich sił w żaden sposób nie mógł się poruszać. A gdy pewien brat zapytał go, co wolałby znosić, czy tę przewlekłą chorobę, czy raczej ponieść jakiekolwiek ciężkie męczeństwo od kata, odpowiedział: „Zawsze to było i jest mi droższe, to słodsze i łatwiejsze do przyjęcia, co Panu naszemu bardziej się podoba we mnie i ze mną zrobić, żeby zawsze się zgadzać z Jego jedynie wolą i we wszystkim być Mu posłusznym. Ale znieść tę chorobę, choćby przez trzy dni, wydaje mi się uciążliwsze niż jakiekolwiek męczeństwo. Nie mówię tego ze względu na zapłatę, ale jedynie ze względu na ciężar męki.”

Oto wielki męczennik, który z uśmiechem znosił to, na co wszystkim było bardzo przykro i ciężko patrzeć! Na całym ciele ogromnie cierpiał, a utraciwszy stopniowo naturalną ciepłotę, codziennie zbliżał się do kresu. Lekarze byli zdumieni, bracia dziwili się, w jaki sposób duch mógł jeszcze żyć w ciele tak obumarłym, skoro po wyniszczeniu ciała jedynie skóra przylegała do kości.

Otóż, kiedy widział, że nadchodzi ostatni dzień, który też został mu oznaczony przez objawienie Boskie na dwa lata przedtem, zwoławszy do siebie braci, których chciał, każdemu pobłogosławił, według natchnienia z wysoka - podobnie jak niegdyś patriarcha Jakub swoim synom, albo jak drugi Mojżesz, co mając wstąpić na górę, którą Bóg dla. niego przygotował, napełnił synów Izraela błogosławieństwami.

***




Gdy święty Franciszek mieszkał w Porcjunkuli wraz z bratem Maciejem, człowiekiem wielce świątobliwym, który wiele zdziałał łaską słowa Bożego i wielką roztropnością, stąd też bardzo był miłowany przez Świętego, i gdy pewnego dnia wracał święty Franciszek z lasu, gdzie przebywał na modlitwie, i już wychodził z lasu, brat Maciej spotkawszy go, chciał wypróbować, ile ma pokory i rzekł do świętego Franciszka: „Dlaczego za tobą? Dlaczego za tobą? Dlaczego za tobą?” Odpowiedział święty Franciszek: „Cóż mówisz, bracie Macieju?” „Gdyż jak widać, cały świat poszedł za tobą, wszyscy chcą cię widzieć, ciebie słyszeć i tobie być posłusznymi. A ty ani nie jesteś piękny, ani nie masz wielkiej wiedzy czy mądrości, ani nie jesteś szlachetnie urodzony! Dlaczego więc cały świat idzie za tobą?” Błogosławiony Franciszek zaś, słuchając tego, cały rozradowany w duchu, wznosząc oblicze ku niebu, przez długi czas stał z myślą zwróconą ku Bogu, a ocknąwszy się, uklęknąwszy i złożywszy dziękczynienie Bogu, w wielkiej żarliwości ducha zwrócił się do brata Macieja i rzekł: „Chcesz wiedzieć, dlaczego za mną? Chcesz wiedzieć i dokładnie poznać, dlaczego za mną idzie cały świat? Zostało mi to wyświadczone poprzez najświętsze oczy Boga, które na każdym miejscu wypatrują dobrych i złych. Albowiem te błogosławione i najświętsze oczy nie widziały pomiędzy złymi większego grzesznika, podlejszego i głupszego ode mnie; przeto, aby spełnić to cudowne dzieło, które Bóg zamierzył uczynić, nie widział na ziemi podlejszego stworzenia, tak więc mnie wybrał, gdyż
Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć, i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg (1Kor 1,27-28), by zawstydzić szlachetnych i możnych, i mocnych, by wzniosłość cnót była z Boga, a nie ze stworzenia, tak, żeby się żadne stworzenie nic chełpiło wobec Boga, lecz aby w Panu się chlubił ten, kto się chlubi (1Kor 1,29), aby Bogu samemu była cześć i chwała (1Tm 1,17) na wieki wieków”.

Wtedy brat Maciej osłupiał słysząc tak pokorną odpowiedź, wypowiedzianą z takim żarem ducha i poznał prawdziwie, że święty ojciec utwierdzony był w prawdziwej pokorze, jak prawdziwy pokorny uczeń Jezusa Chrystusa. Amen.

***

Jest to miejsce, w którym święty Franciszek pod wpływem Bożego objawienia założył Zakon Braci Mniejszych. Z polecenia Bożej Opatrzności, którą sługa Chrystusowy kierował się we wszystkim, odnowił materialnie trzy kościoły, zanim założył zakon i zaczął głosić Ewangelię. W ten sposób postępował nie tylko od świata materialnego do świata duchowego, od rzeczy mniejszych do większych, ale także, zaznaczył symbolicznym czynem, jakie będzie jego przyszłe dzieło. Tak jak pod kierunkiem świętego męża zostały odnowione trzy budowle, tak też na trzy sposoby odnowiony miał być Kościół — poprzez jego formę życia, przez regułę i naukę Chrystusa. Miał też odnieść triumf potrójny zastęp zbawionych. A my teraz stwierdzamy, iż wszystko się sprawdziło.