Modlitwa wieczorna

Zdarzenie miało miejsce wiele lat temu, bodaj że w drugim roku mojej pracy. Otóż tematem katechezy była modlitwa – ot, standard, nic szczególnego. Pod koniec lekcji zgłosił się chłopiec, i rzekł: Pani profesor ja to bym może i się modlił, ale samemu to mi się nie chce dlatego chciałbym, żeby pani modliła się ze mną – wieczorem pasuje mi najbardziej – dodał. Klasa zamarła, żeby po chwili wybuchnąć gromkim śmiechem. Tomasz niezrażony reakcją kolegów i moim osłupieniem kontynuował: ja już wszystko obmyśliłem, spotykamy się codziennie o 21 każde w swoim domu, ja będę modlić się dziesięć minut, bo jestem młody, pani dwadzieścia bo yyyy… jest moją nauczycielką. Byłam tak zaskoczona, że zgodziłam się natychmiast. Nigdy wcześniej ani później nie podjęłam decyzji tak szybko. Na następnej lekcji dołączyły do nas kolejne osoby. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ właśnie wtedy po raz pierwszy doświadczyłam mocy wieczornej modlitwy. Po pierwsze – nie była to modlitwa odłożona na ostatnią chwilę, gdy oczy się same zamykają, a słowa są zredukowane do „pa Boże”. Po drugie – te dwadzieścia minut były niekiedy katorgą, bo okazywało się, że ja – wielka katechetka – nie mam nic Bogu do powiedzenia a i słuchać też nie potrafię. Po trzecie, gdy bardzo mi się nie chciało, nie mogłam opuścić modlitwy, bo opuściłabym również tę małą wspólnotkę. Zastanawiacie się zapewne czy moi uczniowie byli wierni naszej umowie. Nie wiem. Nigdy ich o to nie pytałam. – Po jakimś czasie nie było to nawet dla mnie ważne, ponieważ już połknęłam haczyk wieczornej modlitwy, która wkrótce przemieniła się w modlitwę Liturgią Godzin. P.S. O ile dobrze pamiętam to doświadczenie dało początek mojemu rozeznawaniu powołania - ale to tak na marginesie.

Dla ilustracji: Modlitwa wieczorna rolnika - Artura Grottgera - bo po dniu pracy w szkole czuję się niekiedy jak rolnik orzący na ugorze...