Gorąco polecam!!!

Wycieczki rowerowe to to, co lubi moja rodzina najbardziej. Od kiedy pamięcią sięgnę, gdy tylko pogoda pozwalała moi rodzice pakowali nas na rowery i… jazda, niech żyje przygoda. Och, co to były za wyprawy: dalekie, męczące (szeroko nogi, bo wkręcisz w szprychy – pokrzykiwał tato, gdy nie miałam jeszcze swojego rowerka i jechałam na bagażniku – straszna mordęga), piękne (zachody słońca nad naszymi jeziorami są niezwykłe), zaskakujące (gdy ścieżka miała nas prowadzić na pewno TAM a prowadziła nie wiadomo dlaczego zupełnie gdzie indziej), z przeszkodami (wielkanocna wyprawa zakończona brnięciem w śniegu po pas), z adrenaliną (locha z siedmiorgiem małych podnosi ogromnie ciśnienie i sprawia, że żółta koszulka lidera jest na miarę każdego a nie tylko wybrańców), odkrywczą (gdy po wielogodzinnym pedałowaniu okazało się, że… jesteśmy ciągle w tym samym miejscu), sentymentalne (to krótkie wyprawy wokół wioski z opowieściami mojej mamy o tym co, gdzie i jak było tuż po wojnie).
Mogłabym jeszcze wiele, ale przecież nie o rodzinnych przygodach chciałam pisać, tylko o książce, którą przeczytałam ofensywnie, bo inaczej się nie dało. „Rowerem i pieszo przez czarny ląd”
Kazimierza Nowaka w redakcji Łukasza Wierzbickiego. Niezwykła wyprawa poznańskiego podróżnika, który w latach 1931 – 1936 rowerem (głównie), samotnie przejechał Afrykę. Książka to między innymi zbiór listów pisanych do żony Maryś, sowicie opatrzona pięknymi zdjęciami – bo jak się okazuje w zwykłym urzędniku towarzystwa ubezpieczeniowego ukrywał się nie tylko podróżnik ale także artysta i reportażysta.
Szkoda, że o tak niezwykłym człowieku dowiadujemy się dopiero teraz ale jak mówią: lepiej późno niż później:)
Tak więc czytajcie Nowaka i na rowery!!! No może nie wzdłuż Afryki, ale … a właściwie czemu nie?
„Całkiem niedawno nazwę Beni rozsławiła na cały świat ekspedycja belgijska, która stąd wyruszyła ku szczytom Ruwenzori, potężnego masywu górskiego, którego szczyt Margarety sięga 5125 m n.p.m. Pomimo bliskości równika na szczycie tym na wysokości od 4000 do 4500 m leżą wieczne śniegi, myśl o których podziałała na mnie jak magnes na opiłki żelaza. Pomyślcie: biały śnieg pod równikiem skrzący się w powodzi promieni słonecznych tęczowymi blaskami! Przyszła mi do głowy myśl śmiała, lecz tak kusząca, że oprzeć się jej nie potrafiłem. Opętała mną tęsknota za śniegiem, którego nie widziałem od kilku lat, a za którym tak tęskniłem, kiedy w listach z kraju czytałem o mrozie, o białym całunie pokrywającym pola i lasy, podczas gdy mnie prażyło upalne słońce. W plecaku upakowałem trochę fasoli, manioku, ziemniaków i mąki, a także herbaty i cukru. Bagaż oraz rower zostawiłem w misji i w towarzystwie tragarza ruszyłem ku widniejącym sponad morza chmur i oparów szczytom Gór Księżycowych!
Żałośnie i szaleńczo prezentowała się wyprawa polskiego zabłąkanego w Afryce rowerzysty w porównaniu z ekspedycją belgijską i włoską, ale przecież o osiągnięciu celu decyduje chęć i wola!"


„… i znowu jedna z tych czarownych tułaczych nocy afrykańskich, których już pół tysiąca z górą prześniłem rozkosznie. Noce afrykańskie nieustannie upajają mnie swym czarem. Działają na mnie niczym haszysz zażywany przez Tuaregów na Saharze. Niby usypia człowiek, duch jego jednak czuwa, a otwarte szeroko oczy zamknąć się nie potrafią, bo i jak, skoro wokół roztacza się groźny mrok magią tak pięknie haftowany. W noc taką ma się wrażenie, że z niebios stąpił Bóg, że jest blisko, a światłość Jego niepojętej istoty tajemnym blaskiem napaja pustkowie. Stworzenia jego, począwszy od martwych zda się głazów, poprzez całą florę i faunę, nucą wyczuwalny jedynie przez koczownika tych zapomnianych przez ludzkość ziem hymn przepotężny którym uwielbić chcą Jego wielkość…
I może właśnie te noce sił mi dodają do ciężkiej podróży przez puszcze bezkresne, przez szczyty gór dzikich.
Noc… cisza śpiewana! Chciałbym komuś opowiedzieć, co myślę, co czuję, lecz pustka mnie otacza. Nie zrozumieją mnie najęci Murzyni, którzy dawno już u ogniska chrapią, (…) nie zrozumie mnie step tajemniczy, który bezkresem wokół się roztacza, ani jego czworonożni mieszkańcy… A zatem opowiem swym dalekim współziomkom piórem swe myśli, których może szanowny pan redaktor nie wyrzuci do kosza. Są to zdania włóczęgi, który samotnie nocuje dziś w dzikiej puszczy, hen na południe od równika, bardzo, bardzo daleko…!"

Więcej informacji o podróżniku na
http://www.kazimierznowak.pl/